Kilkanaście z kilkudziesięciu rymów jakie napisałem:
MYŚL CZŁOWIEKU I lekarz i ksiądz i pielęgniarka Chcą byś wrzucił im coś do garnka A uzdrowiciel językiem mlaska A mnie głuptasie co niełaska Pan Bóg się wkurzył Myśl Człowieku Wierz Mnie A Nie Olmekom A białe kitle proszę Boga Już On ci pomoże byś nas promował Oni By Chcieli Byś łykał Prochy Był Zawsze Gotów Dać Kasę Z Boku Byś zawsze człowieku miał to na względzie żyć trudno, umierać łatwiej będzie A ja się leczę Popatrz człowiecze To jest odkrycie, to jest dopiero życie Ja ręką trzymam na głowie W miejscu o którym Ci nikt nie powie Bo kasa i kasa i to się liczy Wszędzie i zawsze w każdej dzielnicy Bądź głupi, nam robotem rządzić Łatwiej będzie I tu teraz, zawsze i wszędzie. Odkrycie polskie I polska masa Mówią że nie ma, nie ma głuptasa www.samoleczeniebsm.pl |
MNIE W TYCH WYBORACH NIE MA Mnie w tych wyborach nie ma Bo gdybym był to by zatrzęsła się ziemia Pod stołkami tych którzy z wszystkich Robią jeleni . notabli z pod ziemi Oni wszystkim sterują A ludziom figury pokazują Tą figurą jest i Tusk i Kaczyński Miler, Palikot, Piechociński I powiedzmy Prezydent Iksiński Oni tak wybory ustawili że bez poparcia ich partii Nie masz co liczyć na znak krzywy Oni tworzą plan, jak z Polski Zrobić następny stan Stan biedny i zaniedbany Dopóki nie powstaną ich klany Klany te będą doić Polaków do woli Aż nas będzie mniej niż chłopów na roli Wtedy oni powiedzą, widzicie Lepiej jest za Polski miedzą My zrobimy u was park natury Tutaj zostaną tylko żubry Tutaj będzie przyjeżdżał i Niemiec i Amerykanin Bo u siebie z natury nic nie zastanie Posłuch słowików zobaczy robaczki I powie fake a gdzie "Polaczki" ? Więc weźmy się rodacy do roboty I stwórzmy partię bez kierowanej cnoty Cnoty prawdziwej i z głębi serca Z odkryciem polskim któremu Nie przeszkadza 80%-wa narodowa nędza Ich medialna dzicz nie chce omówić Też innych polskich odkryć Polacy ! Możemy naprawdę, naprawdę wszystko zmienić Tylko wyrzućmy z siebie Wyrzućmy z siebie jeleni |
APEL BISKUPA Ja apeluję, dajcie im kurczę robotę Dajcie wy kurczę luje Niech matce złożą pocałunek A z ojcem będą spleceni Radości tej nigdy się nie przeceni Ja apeluję i się domagam Od ust swych nie odejmę Ale wielkim głosem Wołanie wzmagam Ja mam habit na sobie O krzyżu też nie zapominam Krzyż to jest wiecie . no, no Sama siła Ja wiem wszystko o Świecie I wiem co mam robić Ja wspomagam maluczkich Też tych co na Świat będą przychodzić Ja wołam i głos mój się niesie Dajcie im kurczę robotę Bo jak nie to wiecie Pójdę się pomodlić W przed jednak zmyję plamę na mankiecie To tłusta plama ale ją się wywabia A wówczas znowu wszyscy będą we mnie widzieć Pawia Paw jest piękny, Paw tak głośno śpiewa Tylko że z tego nie ma chleba A nawet jest coraz mniej chleba. |
PREZYDENCI
Prezydenci, ależ to ich nęci Oni są pewni swego że zrobią coś z niczego To nic jest po ich kolegach Którzy wynieśli z kraju, cal po calu Majątek swoich braci co w pocie czoła Pracowali na fabryki Breżniewa A teraz pracują na fabryki Clintona Prezydenci to dobrze wiedzą, Ale głośno tego nie powiedzą że im chodzi jedynie Przypodobać się swojej rodzinie I załatwią stanowiska Które rodzina bez wątpienia wyzyska Popatrzcie gdzie jest syn i córka tego a tego, A popatrzcie gdzie jest syn Antoniego I córka Marianny, która jest jeszcze Panną Oni nie zrobią szkoły, nie pojadą na wakacje Oni muszą pomagać swojej Matce i Siostrze Która ma wzrok jak ostrze i jest na razie zamknięta Ale jak wyjdzie, jak wyjdzie to ją niejeden prezydent Zapamięta że była taka co chciała obalić prezydenta Takich sióstr i braci jest bardzo wiele Dbajcie więc prezydenci o swoje portfele Bo może zabraknąć czasu, Kiedy młode wilki wyjdą z lasu. |
PRAWICA I LEWICA Prawica i lewica się kłócą A to kogoś do pieca wrzucą A to kogoś przyduszą A ileż światłych dróg płynie z ich ust Ileż marzeń będzie można zrealizować Ileż niecnych zapędów zahamować Tam są szermierze, oni walczą na słowa Ale prawdziwa osnowa jest taka Jak złapać swojego rybaka na haka Wtedy on mówi to co chcą I za to mu się odwdzięczą Zamkną mu usta na zawsze Za to otworzą mu paszczę Wówczas z paszczy tej poleci cała masa śmieci Masa ta leci i leci i nigdy nie przeleci Bo tak już jest na Świecie że zawsze ktoś produkuje śmiecie I zawsze ktoś je zbiera przecież Wszyscy o tym wiedzą że za nami stoi Radny, sędzia i profesor Wszyscy wiemy też, że byli oni znani W tych latach o których młodzież nie pamięta A od których byłe ZSP się pęta Po salonach pałacach i dworach By spotykać się przy kielichu Podając sobie i lewą i prawą rękę Po cichu |
|
"Hymn" szarych szeregów
Nie będzie Kaczyński zmieniał nam twarzy
|
"Hymn" przywódców Samoobrony
|
ACH TO PIWKO
Ach to piwko |
CZŁOWIEK Z MIASTA
Ja jestem człowiek z miasta, |
JESTEM PEŁEN PODZIWU
Jestem peŁen podziwu |
TEN NASZ PAPIEŻ ( napisany w 2000 r.)
Ten nasz Papież, ach ten Papież |
ELITA WARSZAWY
Co chwilę ktoś ,mnie się pyta Gdzie teraz przesiaduje w Warszawie elita A ja mu mówię , nie ma już elity w Warszawie Prawie zupełnie zabrało ją powstanie. A on mi mówi nie o to chodzi Chodzi o tych co teraz są modni A ja mu mówię człowieku Ty pomyliłeś interpretację elit Myślisz w pośpiechu Warszawska elita nie jest potomkiem Tuwima Nie jest też potomkiem Brzechwy Przestań być mętny Warszawska elita to byli mieszczanie Których teraz prawie nie ma wcale To byli Warszawianie z krwi i kości Od pradziadków urodzenia tutaj mieli włości To była magnateria lub szlachta Która w mieszczan się zamieniła Bo podobała się im atmosfera warszawska Tutaj zostali i tutaj się płodzili Ich synowie i córki to samo robili Zginęli w powstaniu inni wyjechali W Warszawie może kilku . no może kilkudziesięciu ich zostało Ja znam kilku a wśród nich Elżbietę Słuchaj jak ona się potrafi wysłowić Jak z nią porozmawiasz to stwierdzisz Że poznałeś coś więcej niż kobietę Ona ma czar właśnie tego środowiska Które słowem eleganckiej Warszawy potrafi wyrazić wszystko Miodek , Bralczyk. Ładna polszczyzna Tylko to nie ta klasa Bo u nich polszczyzna kołem się zatacza No może Młynarski Ale tylko może, bo jak się go posłucha To odzywa się francuszczyzny korzeń Czasami u niego, ni stąd ni zowżd Kankan się pojawia co psuje polskie słowo Słuchaj- pomiędzy niej i środowiska wyrazami Jest przestrzeń, ogarnięta ukraińskimi stepami, Lwowem Wilnem i Batorego Hymnem A składnia wyrazów i zdań jest taka Że zbije z nóg każdego ciemniaka Przy nich i przy niej taki się nie odezwie A inteligent powie o Boże sczezłem Pomyśli zaraz co tu jej powiedzieć I nic nie znajdzie bo wie że w szermierce słownej Będzie leżeć Bo Tam jest nie tylko piękna budowa zdań Ale przede wszystkim dowcip Który królował wśród eleganckich dam Na przykład powie ci: prawisz dyrdymały A ty w ponsach staniesz cały Albo powie ci ja nie będę przed Panem dygała A ty myślisz kurczę co tu odpowiedzieć A ona już powie: z Pana jest zakała A postawa jej taka, skromność i pańskość Wychodzi jak na portretach króla jaka Nie macha rękami jak współcześni Sejmowi rekruci, albo ten który ich uczy Jest za to dystans i empatia Wrodzoną ma wartość swoją I wyrozumiałość dla życia i Świata Dlatego nie masz szans, nie zostanie twoją żoną Woli być sama inni też nie wiele mogą Gdybyś był z tej elity i przeżył powstanie Może byś był kimś dla niej Dla niej po kryjomu Wartość ma nie ten co ze wsi przyjechał I krzyczy że jest panem - przecież nie w swym domu Może mieć pieniądze, tytuły być w elicie modnej Cóż z tego jak nie wie jak rozwiązaź dla niego problem Ten problem jest taki Słoma ci z butów wychodzi jak nie wiesz że w Warszawie przysmak To flaki Jedli je i arystokraci i panowie i żebraki Bo kunszt elity warszawskiej właśnie na tym Polega , by i żebraka traktowaź jak człowieka. |
Pamiętasz |
MISTRZ BANDENEONU Urodziłem się we wsi co zwała się Marino-Marina Vivat Argentyna To nie przypadek sprawił, że tak się zwała U nas związek kobiety z mężczyzną to poważna sprawa Do tanga trzeba dwojga, bez kobiety Nie zrobisz kroku, pasodoble tanga Nie zatańczysz sam dla siebie Z nią musisz to zrobić, By był w siódmym niebie Nie miałem partnerki Miałem akordeon Dziadek go dla mnie zostawił Bym kiedyś zagrał dla niego Wziąłem go do rąk Sam grał, wrodzony miałem tanga krok Ojciec i matka, wstali, patrzyli, słuchali, Buenos Aires pulsowało stale Spojrzeli na siebie i zatańczyli A ja syn grałem, grałem A oni wirem tanga się okryli Palce mnie bolały, głowę przeszywały nuty Serce mnie poniosło do dziadka na skróty Byłem tam i tutaj, grałem całym sobą Babcia oniemiała, stała i słuchała Nagle postawiła wino, Którego dla dzieci przecież nie było Złapała mnie za rękę wypij Chłan Jesteś już mężczyzną, grasz jak dziadek Ja tęsknię Łzy wszystkim pociekły Mama i Ojciec-Jedno Ciało rzekli Masz talent Synu będziesz grał innym Niech i dla nich Świat stanie się lepszy. Grałem w knajpach w Buenos, później grałem W teatrach miasta Muza tanga do miłosnych par mnie niosła Ilu ożeniłem ile wyszło za mąż Poczucie rytmu ich ze sobą związało W tangu nie oszukasz nie zmylisz natury Jeśli on i ona dobrze czują nuty Nie jeden i nie jedna nie wyszli na scenę Dla mistrzów tylko grałem Boże! Byłem i dalej jestem objawieniem W tangu jest wszystko Cała Argentyna Stepy, konie , kobiety i łyk wina I mężczyzna co strzela batem Byś go poskromiła I krwiste steki i jarskie dania z pietruszki I z marchewki Nasz kraj odmienia ludzi, gdy poznają Tanga rozmiar wielki Źli przyjezdni przeszłość swą tu zamkną na wieki Dobrym jeszcze bardziej poprawi się mina Nawet gdy ktoś ich nie słusznie obwinia To jest Argentyna Wolność i braterstwo Hasła które w innych krajach znaczą fałszerstwo-często Nie u nas. U nas jest powietrze To czakranów tysiące zamknięte w jedną przestrzeń Kraj był bogaty teraz już nie jest Biznesowi się nie zgadzał zysków rejestr Okradli nasz kraj z bogactwa rolnego Ale z tanga nas nie okradną Bo tango kolego. Tango kolego To jest coś Bożego Czyś widział kiedy by okraść kogoś Z krwioobiegu wrodzonego Czy można krew wymienić narodowi Któż by np. powstania u was robił Dobrze, zagram Tobie, najpierw wolno Teraz szybciej i znów wolno Widzisz głowę trzyma się prosto Czy czujesz te posuwiste kroki To tak jakbyś deptał obłoki A teraz się nie spodziewałeś Tak jak w życiu nic nie twa stale Znowu krok wraca, choć już inaczej I tutaj dopiero pokazujesz klasę Trzeba być wyprostowanym próżnym i dumnym Tango zmienia człowieka W tangu każdy każdy jest jurny Patrz w oczy kobiecie Wtedy rytm tanga cię poniesie Nic nie będziesz widział Tylko jej wielkie oczy Wtedy poczujesz jak po raju się kroczy Tutaj wrócą wszyscy którzy wyjechali Bogaci czy biedni wrócą z powrotem do kraju Nie zatańczą w Paryżu nie będą w Hiszpanii Z tangiem tylko tutaj zostać będą mogli Tutaj jest ich kultura Bo tango kolego, to jest uwertura I w niej jest bogactwo To tak jak obraz który malował Picasso W niej są nie tylko kolory, odcienie i barwy Ale też, a może przede wszystkim kształty Nie da się żyć poza Argentyną Wiem to po sobie. Ameryka, Rosja, Madryt Długo tam nie wytrzymam Na lotnisku gdy wracam to łapię powietrze jak ryba Jestem nareszcie u siebie -śpiewam, Vivat Argentyna |
DIUK
Spojrzeliśmy na siebie I wiedzieliśmy,że będziemy razem Za Boga rozkazem To nie przypadek sprawił, Że Diuka zabrałem Bo nad nami Opatrzność otacza nas swoimi skrzydłami Ona wie, widzi i rozdziela datki Niema na tej ziemi przypadku Okazało się,że Diuk był mądrzejszy ode mnie Wyrozumiałość miał i ma dla mnie Bo Stwórca potraktował go bardziej uprzejmie Nie tylko że ma wyrozumiałość Ale też takt i uczucie Które próżno jest szukać w tyglu życia hucie On ma swój honor Gdy np. potraktowałem źle jego ogon To on mi się zrewanżował Stanął przed drzwiami i powiedział Wychodzę ty możesz się schować Nie wiem gdzie pójdę nie wiem co będzie Ale lepszych kolegów i kumpli to ja znajdę wszędzie Oczywiście,że go nie wypuściłem Stał pod drzwiami a ja sercem wyłem Minęła doba zjesz coś pytam A on odwraca się do mnie tyłem Pytam sam siebie czemu czuję ból w sercu Przecież nie byliśmy na ślubnym kobiercu Usiadłem na kanapie też smutny i zadumany A on nagle się przy mnie pojawił Było to nad ranem Przytulił się i powiedział, dobrze Bóg tak chciał, będziesz dalej moim panem To była dla mnie nauczka Bym nigdy nikogo nie traktował Jak przypadkowego wnuczka Każdemu na tej ziemi się należy Poszanowanie i godność Bo wszyscy jesteśmy z tej samej macierzy Matka ziemia nas stworzyła Nie dla wszystkich była dobra Ale wspólna jest w niej nasza mogiła Żyjmy więc we wspólnocie Będąc ze wszystkimi bratem Wtedy nikt nikogo nie będzie gonił batem Po tej nauczce się zmieniłem Nigdy już mu nie przyłożyłem Ja go pilnowałem i on mnie pilnował Nawet nie musieliśmy wypowiadać słowa Wie,że już może na zawsze na mnie liczyć I ja mogę liczyć na niego Bo to jest mariaż pokonanego Pokonanego z pychy i głupoty Z własnego ja i pustoty Odtąd chodzimy razem i się rozumiemy I dzięki temu robimy to co chcemy Każdy sobie pozwala na pozorne donse i prawdziwe harce Tylko miłość bowiem do siebie Daje wolność na tej życia barce Bez miłości nie ma wolności Hasłem tym ktoś może się zdziwić Ale zdziwić się może tyko ktoś Kto dostał nieszczęśliwy los Wystarczy zobaczyć w miłości Żyjących ludzi By wiedzieć,że takich życie nie ubrudzi Oczywiście są też zawiedzeni Ale nie ci co kochają zwierzęta na tej ziemi Bo symbioza zwierząt i dobrych ludzi Sprawia,że Świat wokół nich pięknem się budzi. |
WYPADEK LOTNICZY Miało lecieć kilku w Katyńskiej smutności. Prezydent powiedział: kilku to za mało Niech lecą wszyscy patrioci Też po to aby u sąsiada zawrzało. Zatem każdy się uważał za patriotę Nawet ten co do Polski przyznał się z powrotem. A że trzeba było wypełnić samolot do ostatniego miejsca Musiał lecieć też ten co się bał i lecieć nie chciał Szkoda tylko,że zapomniano przygotować zapasowe lotnisko Pewnie dlatego,że prezydent: "nikomu nie kłaniał się nisko" Polecieli i mgła im zastąpiła drogę. Polak nie zawraca to w naszej krwi jest modłę Lądujemy ktoś powiedział z mocna A pilot miał w sobie - nie można U Polaków można. Ilu ich zginęło wcześniej w górach Gdzie nikt nie wszedł, Na morzu gdzie nikt nie pływał, Choć czasami zdarzały się dziwa. Rzeczywistości u nas nikt nie roztrząsa Nie można to znaczy,że można Nie ważna jest nawet rodzina dla Polaka jeśli jego Ambicja ma się za raka. On wszystko może bo Pan Bóg mu pomoże. Polak budował kościoły w Ameryce Podczas gdy Irlandczyk marzył o fabryce Fabryki zostały, kościoły też zostały. Z tym,że fabryki dają pracę i utrzymanie A kościoły co dają: Módl się "dla nas" Panie. Panie daj nam dobrą pracę, Panie niech ja się wzbogacę, Panie daj nam wykształcone dzieci Panie niech pilot doleci A Pan widzi,że czasu ubywa A u nich miejsce na rozsądek Dalej jest puste Zastanowił się i dał ROZKAZ Niech mają ostatnią nauczkę. Jest jeszcze jeden morał taki: W sobie narodu krwi nie zmienisz ale Już inaczej będziesz patrzył na raki. Epilog Nauczkę ostatnią ? Spytał się Anioł Przecież słońca nie będą naprawiał Dla ludzi, oni ciągle kłamią, Są też tacy,którzy nie chcą się podzielić OTRZYMANĄ PRAWDĄ Jeszcze inni TĘ PRAWDĘ ściemniają To kogo oszczędzisz Panie? Nielicznych, tych skażę na wygnanie I stworzę nową religię ze starej Z jakiej Panie? Z katolickiej? Żartujesz chyba Ci trzymają ludzi w biedzie, Pozmieniali moje słowa czym Budują piekło dla siebie. Z żydowskiej? Oni żyją materializmem Zmieniły się czasy, Teraz tylko nie materialna wiedza może wzbogacić Z Mahometa? Dają się podpuszczać to nie ta No to buddyjska?Nie cenią życia na ziemi A jeszcze zostawię na niej trochę przestrzeni No to Lutra albo innych? Ci się dorobili i z innymi się nie podzielili Z Prawosławia, oni mnie nie zdradzili Kiepski dostali teren do roboty, A mimo tego słów moich nie zmienili. Dadzą sobie radę na nowym terenie, Z wiedzą starą,w której znajdą nowe Zrozumienie. Ale? - Jeszcze się zastanowię Czy nie stworzę całkiem Nowej |
Do Młodych Dają Ci Katyń dają Ci pomniki Robią wszystko, żebyś nie robił publiki żebyś był zadowolony chociaż nie masz żony A Ona nie ma męża Bo nic tak nerw nie nadwyręża Jak świadomość taka, jak znaleźć mieszkanie I jak zabić kaca, który co chwila wraca Gdy zaczynasz myśleć ile da Ci rodzina A ile da Ci chwila Kiedy weźmiesz pensję od tego cywila Co kiedyś był zupakiem a dzisiaj stoi okrakiem Nad twoją pracą, broniącą Ciebie przed upadkiem Na łoże rzadkie, bez poduszki i kołdry prawdziwej Na razie cię stać na to żebyś nie wychodził na miasto Ale za to jadł ciasto, wcześniej przygotowane Z morałów telewizora i tanich banałów Ten morał jest taki Słuchaj się ich a też będziesz stał okrakiem Tylko nie w swoim domu Bo już go zwróciłeś byle komu I nie nad swoim łóżkiem Bo łyknąłeś to co Ci podali delikatnie opuszkiem I zepchnęli Cię tam gdzie lumpy żyją i tanią wódkę piją Piją też denaturat, by nikt im nie "wtórał" Że stawiają pomniki, ci dla których człowiek Jest nikim |
NARADA Przyszedł Premier do ministra. Co tam panie wszystko gra? No nie drugi samolot spadł. Ja o kontrakty pytam się, Czy one teraz nie sypną się? Zaliczka wpłacona, tak jak zaręczyny, Zrywasz, to pierścionek jest dziewczyny. Dużo zginęło też i nasi. Wywiad Ruski nasz bałagan okrasił. Na szczęście amerykański go namaścił, Powinienem odejść? Co Ty w Polsce nie ma zwyczaju, U nas bałaganiarze mają jak w raju. Lepiej powiedz co tam u generałów? Zwolniłem za dobrych paru. Kogo dałeś? Nic nie rozumiejących? No właśnie takich, Tylko na pod wojsku się znających. Ooooo toż Ty sprytny, jeszcze awansujesz, Jak tylko spokój w Polsce JA zagwarantuję! |
Przyszedł mafiozo do ministra. Przyszedł mafiozo do ministra. Chciałem mieć ustawę taką a taką. By nikomu z was nie brakło. Zaraz zrobimy tylko popatrzę Jaki paragraf da się zatrzeć A jaki wykorzystać należy By uczestniczyć w tej grabieży. Z paragrafu tego a tego wynika Że nasza cicha publika Ustawę zaakceptuje, A nasz człowiek w mediach Ją rozpropaguje. A z paragrafu tego a tego Promienieje Demokracja, dla której Pracują złodzieje. Demokrację bowiem Złodziej wykorzysta Z pomocą ministra. Jest jeszcze dalsza sprawa Ustawa musi być konsultowana. Dlatego ministrowie Się nad nią pochylili I co chcieli mieć w kieszeni Tak zadzwonili. Na koniec biskup ją polał wodą W słowach: od teraz jesteś Ustawo święconą. A biedny, lud Płaci haracz za swój trud. |
BARBARA I MACIEJ Barbara i Maciej, Maciej i Barbara Boska para Właściwie to małżeństwo Ona po przejściach A on jak to z mocnym mężczyzną bywa często Późno się ożenił Gdyby Jej nie spotkał to więcej księgarń by zapełnił Coś za coś, Bóg rozdziela karty Ale czas, który zabiera kobieta nie jest dla wszystkich zatarty Sś kobiety, które ci pomogą przetrwać chwilę srogą Sś takie, które nie oczekują od ciebie pieniędzy Im wystarczy miłość, którą dajesz w domu wszędzie. Basia taka jest i była , dlatego do Maćka na stałe się przytuliła Mają jedno dziecko swoje, Mądrość po tacie dostał, wrażliwość po mamie By w nim byli oboje Pozwólcie,że przy Basi się na chwilę zatrzymam Przecież to Basia mnie odkryła Basia jest kosmetyczką Z tym,że natura to jej trzecie dziecko Nie mogła mnie nie zauważyć Ponieważ wiedział,że zdrowia nie znajdzie na plaży Przepisów na zdrowie trzeba szukać, Kto szuka nie błądzi, Na zdrowie trzeba jak na zimne dmuchać By współczesna medycyna nie mogła cię rozsądzić. Maciej serce duże, choć wzrostem do jaskiń przystosowany Posiadł dawnych mędrców plany Posiadł wiedzę Inków i Majów Też Egiptu i Nepalu Czy widzieliście Jego spokój na twarzy Żadne wydarzenie Go nie przerazi Wziął mój skrypt podzielił go , zredagował I powiedział Piotrek ciągnij dalej to twoja rola Maciej wie wszystko Tylko nic nie mówi Czy widzieliście mędrca Który by się swoją wiedzą chlubił Może ją trochę opisać , Może naukowcom po przeszkadzać, Bo wszystko u niego będzie też i nic oznaczać. |
ZOSIEŃKA Zosieńka, cóż ja wiem o Zosieńce? Poza tym,że jest delikatna taktowna i miła, Nie tak dawno się urodziła A już zrobiła trzy aplikacje Choć inni mieli w tym czasie wakacje Jak ona sobie da radę, gdy wokół Moda na zdradę? Czy serce jej wytrzyma, W zawodzie prawnika, Czy tam jest miejsce na serce Wtedy gdy przerasta to nie duże miejsce Gdzie Zosieńka je schowa, Czy tam gdzie jest filharmonia Czy też na opery dworach, Czy też je pokaże na sprawie A sędzia je zobaczy I powie kurczę to ono jednak coś znaczy Zosieńkę też rozumieją drzewa, Te w alejach, kłaniają się jej A szmer trawy śpiewa, I stare domy się uśmiechają, I wróble na Tamce ku niej się zwracają. Kocha ją przyroda, Kto jeszcze kocha Zosieńkę? No literatura ta błękitem polskiego Wschodu pokryta chmura A czy Zosieńkę kochają ludzie? Na pewno Bo Zosieńka w pokonywaniu przeszkód trudzie, Nie skrzywdzi nikogo i pokaże drogę Gdzie rozum z sercem pójdzie Jasne,że trafią się też wykształcone głąby, Ale Zosieńka je szybko rozpozna, Bo wie już, Że czasu na głąbów tracić nie można Więc pamiętajcie gdy Ją widzicie że zło z sercem zawsze będzie miało udrękę, dlatego nie ważcie się krzywdzić Zosieńkę. |
PAWEŁ Paweł to mój kolega Który myślami stale w okuł kobiet biega, Nie wiele one mu przybytku dały, No można powiedzieć,że straty mu wpisały Ale Paweł finansowo sobie zawsze poradzi Bo sensowne biznesy umie prowadzić Paweł też jest królem reklamówek nazwany, Jak pamiętam w telewizji w jednym czasie Wszystkie kanały go pokazywały Ale żeby to były reklamy te same Nie w jednych jechał tramwajem A w drugich całował nie swoją mamę. Paweł ma też marzenia aby zagrał Gregory Pecka, Wcielił się w przeznaczoną tej postaci rolę, I w końcu stał tak jak on na filmowym cokole Nic Pawłowi do niego nie brakuje, Grać przecież umie, ma wzrost podobny, Urok osobisty też z pozoru skromny. Więc dlaczego Paweł nie dostał wielkiej roli? Ano dlatego,że przystojni mężczyźni Od dawna w kinie przestali być modni Poza Jemesem Bondem już ich nie zobaczysz Teraz w filmowej modzie Masz charakterystycznych rogaczy Pawłowi pozostało tylko wychowanie Dzieci, A czas leci, leci, leci.. |
NA DZIEŃ OJCA DLA GROMOSŁAWA Znam ojcu paru A ponieważ znam z trudności, W wychowaniu dzieci, I płodności, To znam ich lepiej Są to egoiści i krzywdziciele myśli Ludzkiej i Boga przemyśleń, Po prostu mężczyzna Bogu się nie udał Dlatego,że agresja W nim mruga. Mruga też pycha Która tylko zdrowe dzieci Do życia popycha. Nie zdrowego, Mężczyzna nie zaakceptuje Będzie żonę za dziecko Karał i odejdzie zanim ona się W tym zorientuje. A kobieta kocha dziecko ułomne Bardziej niż zdrowe. Bo otrzymała od Boga uczuć połowę Drugą połowę Bóg zostawił dla siebie I czeka na danie jej jako rangi Tym mężczyznom generałom Którzy przy kobiecie I chorym dziecku zostaną. Na szczęście na tysiąc Mężczyzn żołnierzy Jest jeden generał, Którego mózg przy Bogu leży. Piję wasze zdrowie generałowie, A Wy pijcie za chore dzieci, I wiedzcie,że tylko dzięki wam, Ten Świat się nie rozleci. |
DUCH STANISŁAWA ŻÓŁKIEWSKIEGO Dzięki Ci hetmanie,że przybyłeś Teraz na Polski w kłopocie, wezwanie. Co chcesz powiedzieć, Panie? Co Polakom doradzić? Nie szukajcie Batorego, Nie słuchajcie obcych, W Polsce tylko Polak powinien rządzić. Ale nie ma takich od dawna, Tyś i Twój wnuk Jan Sobieski To Ostatni Polacy, Co bili obcych nam braci. Dajcie na premiera generała, W stosunku do Rosjan musi być jak skała. Ja Moskwę zdobyłem Dwa Lata w niej byłem Można z nimi rozmawiać Ale nigdy w życiu Na stałe układać. Nie wytrzymają i oszukają. Co do generała to dajcie Skrzypczaka. Wokół niego jest dobra żołnierzy paka. Ale On od Polityki ucieka, Bronić Polski to nie polityka. W polityce potrzeba umyka, A tutaj jest potrzeba zemsty Za pomarłych i zasłużonych W celu ukarania winnych I Polski obrony. "Z naszych kości powstał mściciel." Jeszcze raz powtarzam, Mścicielem będzie Ten Co żadna bitwa mu nie straszna -Tak uważam. Który umie je prowadzić i umie wygrywać, I któremu my zmarli będziemy marszem Do zwycięstw przygrywać. A co my żywi będziemy mieli do roboty ? Wy pamięcią ogarniecie sąsiedzkie płoty. Będą się was bali przeciwnicy, Gdyż każdy się przestraszy żywych I duchów nawałnicy. Pomoże wam Polska odwaga, Spryt i inteligencja oraz siły wyższe U Polaków silne, gdyż istnienia ich Żaden Polak się nie wyprze. Na koniec powiedział, Że długo się nie pojawi Zostawiając mnie z pytaniem, Kto? I czy będzie to Skrzypczak? Co Polskę zbawi. |
POWRÓT PAŃ DOMU
Już na lotnisku w Egipcie Podczas kontroli - Bo nie wolno wywozić korali- Zrobiło się dziwnie w Zabrańcu, Chym. choć już wcześniej zauważyłem Że nie ma tam piesków na kagańcu Najpierw jaskółka prawie W nos pieskowi Blackowi zajrzała . Tak nisko przeleciała A inne ptaki to w górę to w dół Zaczęły pikować ćwierkając Takie słowa. Wracają, Wracają, wracają, wracają Do samolotu wsiadają, wsiadają, Już od pasa się odrywają, odrywają Już lecą, lecą, hej, hej bocianie Eskortuj nasze Panie, nasze Panie I bociany co jeszcze tam pozostały Wszystkie jak jeden mąż do lotu się poderwały Wiedząc,że się im nic nie stanie Bo znają do Polski podróżowanie Pilot natomiast jakby przeczuwał Wielkie wydarzenie Bo mruknął do siebie Coś się zrobiło miło Dawno nic takiego mi się nie przytrafiło? A w Zabrańcu już wszystkie ptaki są w Podniebnym tańcu Natomiast w Pań ogrodzie rozpoczęła się Radosna dyskusja, która całej Przyrodzie otworzyła usta. Najpierw Black zagaił: Już mi się ogon macha Gdy słucham tego ptaka, hau, hau i tego ptaka Wiem jednak,że ogonek będzie bardziej chodził Gdy poczuję ich już na lotnisku Hau, Hau wtedy będę wiedział,że są blisko. Na to tuje się odezwały i radośnie zaszumiały Szu, szu choć nie mamy uszu to je słyszymy Tak jakby już tu były. Na to lilie przy chodniku: Ojej znowu będziemy Podlewane, one są takie kochane, takie kochane Odezwały się zaraz inne kwiatki, bratki i bławatki I nawet te stojące w wazonach: wszystkie chórem Powtarzać zaczęły te piękne słowa. Nawet kret swym piskliwym głosem Zaczął mówić ja proszę , ja proszę Nie goń mnie Black Tylko je zobaczę i się schowam Wtedy już nie będzie potrzebna moja mowa. Na to odezwał się chrząszcz mówiąc: mrówka Bezpieczna jest twoja główka Pokaż się one cię nie nadepną, A ty komar powinieneś wygłosić mowę wstępną Pamiętasz jak usiadłeś na kolanie Beatki Zamiast na kwiatki, Ona cię nawet nie uderzyła, choć inna Pani by cię za to na pewno zabiła A ty osa pamiętasz jak latałaś koło Dolly ucha. Mogła cię palnąć i byłabyś ty na zawsze głucha. Zaraz mi tu przestań latać i nas nie denerwować Schowaj się i nie wypowiadaj żadnego słowa. I tak się radośnie przekomarzała przyroda że aż dzwon w kościele zaczął tylko dla niej wtórować. Ja ja ja ja nie jestem zdziwiony waszą miłością Znam je one u mnie często goszczą ą, ą, a, Powiem wam co ksiądz o nich powiedział Dział, dział, dział Gdyby zbałamucić je ktoś bardzo chciał Ciał, ciał, ciał I złe myśli miał, miał, miał, To dobrocią swą daną od Boga Boga, Boga, Boga Sprawię że nawet dla takiego matoła ła , ła , ła. Otworzą się bramy kościoła ła, ła, ła. |
NA IMIENINY
Odbędą się Iwony Imieniny Jakież tam zobaczymy dziwy, I nie dziwy, Będą pod pałac podjeżdżały taksówki A z nich wychodzić będą same mądre główki Kierowcy jeszcze mądrzejszych Będą śmigali jeszcze więcej A cóż za stroje na sobie będą Goście mieli Jak bardziej najdroższe - te z Piątej Alei A prezenty jakie Iwona dostanie Że starczy na tysiące wesel par ubranie A jadła i popitek szlachetnych będzie tyle Że za to byś wyżywił biedną Argentynę I wieść się na Świat rozniesie Dzisiaj są Iwony imieniny rozumiecie I aby się o tym wszyscy dowiedzieli > O poruszenie dzwonów proszono Anieli Najpierw "Storklackan" huknął Później" Zygmunt" mruknął "Big Ben" zaczął wtórować "Savoygarde" - Rewolucję smakować I jak dzwon z za oceanu " Na Dwustulecie" Połączył serca dzwonów na Świecie Tak pękły mury Iwony pałacu Gdyż nikt nie przewidział rezonansu. |
BAJKA DLA WONNY
Spotkały się dwa gołębie, Widziałeś Wonne O mało nie spadłem na ziemię Ale suknię założyła Mnie też zaskoczyła Lecę do ogrodu Powiem o tym bratu Brata nie ma, Ale pawia zaczepia Przy Wonnie to ty jesteś lebiega Odzywa się róża Ja ją też widziałam Nieźle się ubrała, Od ciebie też jest ładniejsza, Poza tym pokułaś mojego brata, A ona jest dobra i jest wyrozumiała. Odzywa się oleander Czy wy musicie tylko o Wonnie rozmawiać A kto cię utrzymuje? Kto cię pielęgnuje? Odzywa się trawa, Bez ludzi rosłabym wszędzie I było by mnie jeszcze więcej Ale jak ty byś wyglądała ? Przycinały by mnie konie Albo słonie,o których paw mi opowiadał A róża jak by wyglądała? Byłaby krzaczasta i mała Rozwijała się dyskusja Którą nagle przerwał Iwony Mustang E E E j tam, przestańcie! Bo naślę na was szarańczę! Siedzieć cicho ! Teraz bez ludzi nas by nie było! |
KAZIK Z CZERNIAKOWA Żył sobie jak wszyscy Urodzeni tam Polacy Boso ale zawadiacy Chodził na targ By pomagałć Matce Sprzedał nawet rybę Malowaną na działce Gdy wybuchóa wojna Ferajna mówiła Kazik tyś polska facjata Po co Ci mogiła Z nami nie stanie Ci się krzywda Zew krwi był większy Postanowił los rodaków polepszyć I tak jak robił przekręty z Polakami Tak żydom powiedział ja jestem z Wami Wszedł w getto i zabrał garstkę Nawet Marek Edelman uchylił przed nim czapkę Bił się później i dla Polski w Powstaniu Głównie po to by zabić Niemców-draniów W Izraelu przez dziesiątki lat nie dali mu Orderów ani przywilejów Mówili tylko - Przyjacielu A teraz ma przyjechać do Polski na rocznicę Getta Przyjedzie - dla kogo ta pociecha? Ma być razem z naszym Prezydentem Tylko czy nie jest to nadęte? Dlaczego Marek Edelman nie chciał Być widziany z prezydentami. Bo uważał że żyda należy przyłożyć do rany! A nie by wykorzystywać go dalej w polityce Podczas gdy miejsce jego jest w Boskiej Lektyce. |
W OBRONIE KSIĘDZA Mają za złe ks. Isakiewiczowi,że przeżył. Że tak jak oni Bogu się nie sprzeniewierzył. Że jak umierał ks. Popiełuszko on jeszcze żył a jak umierał ks. Niedzielak on z wiernymi był. Gdy mordowano ks. Suchowolca On uważany był za maluczkich ojca. A jak ginął ksiądz Zych On miał do zdrajców Kościoła wytrych. Niech żyją książęta kościoła, Bo szubienica ich woła. Niech żyją zdrajcy i obłudnicy By wierni spalili ich gęby na ulicy. Niech odtąd głos Ormianina przypomina Czyja zła w kościele jet wina. |
DLA ANNY - ANULUSIEŃKI Zaczęło się od pocałunków Bez żadnych warunków Po prostu podobaliśmy się sobie Gdyż co najmniej wzrost był w normie Ona ubrana jak ta lala z wyższych sfer A ja jak śmundak z PGR. No może nie całkiem taki samy Bo nie grały mi kościoła organy Więc nie chodziłem do księdza By wiedzieć co to nędza Ale to nie ta klasa Bo moje portki jak u brudasa A ona Boże jedyny! Miała na sobie najdroższe tkaniny A gesty były jakby bociany przyleciały I Annę na spacer zabrały Przybyła nie po to aby się płodzić Tylko aby coś zrodzić No i ona się ze mną umówiła To była Boga siła Wtedy ją pocałowałem Po pocałunku zamarłem Długo nie mogłem dojść do siebie Przecież byłem w siódmym niebie Pocałunków było jeszcze wiele Znalazła małego wzrostu rozwodnika Który poczuł że ona na to oczy przymyka Tak już jest że mały mężczyzna Ma lepszą gadanę niż duży Dlatego kobieta da mu się szybciej odurzyć Jakby nie było i jak jest Chętnie się widzimy choć to nie jest expres Anna rozwinęła swoją firmę reklamową A ja zająłem się pomocą chorym I moja firma się rozwija dopóki Bóg pozwoli Ale wróciwszy dlaczego Anna to Anulusieńka Bo w czasie drugiego Pocałunku Wiedziałem że wychowaliśmy się Na tym samym podwórku. W czasie tego drugiego i tak dalej Widziałem dziecięcość ogarniętą Baśni rozmiarem Widziałem samoloty i lotnisko Okęcia klepisko Widziałem Anulusieńkę i biegnące dzieci Widziałem jak unosi się i leci do gwiazd Dziękuję Ci Boże że tak ze mną Masz. |
MARTA Co to za głos kurna Czy to anioł się z nieba urwał Czy tu chce przyjść diabeł Co ma głos anielski Ale nie - to jest czysty angielski To Marta śpiewa Pokropić, będzie więcej nieba Pokropić wódeczką a nawet piwkiem Wówczas za Martą pójdziemy szykiem Tam gdzie miłość panuje I człowiek człowieka czuje Tam gdzie kwitną wrzosy I jest wieczna wiosna Tam Marta nas poprowadzi I tam nas zostawi. Ach jak szybko czas się trawi Więc wypij piwko i wypij wódeczkę I czekaj aż Marta przyjdzie - Chociaż na chwileczkę |
Moja Mama moja ukochana Mama To było wtedy gdy handlowali "Skórami" A ja nie mogłem odebrać telefonu Bo telefon zostawiłem w domu Moja Mama Moja Ukochana Mama Przywieźli ja do szpitala Ta skó.wiona sala Ta sala skó .wiona Co chwilę ktoś kona I podają leki Te z ciemnej apteki Białe kitle chodzą Nie wiedzą co modzą Jeden mówi tak Drugi mówi wspak I przyszła lekarka Przyszła nie wyspana Zapluta załgana Tymi wiadomościami Co chodzą parami Będzie więcej chleba Tylko umrzeć trzeba Tylko umrzeć trzeba A będę miała więcej chleba A mama już kona Już wie że nie przeżyje Dusza łka i wyje Odeszło matczysko Na swe legowisko Co ma zapisane Przez swe życie kochane Przez swe życie kochane Tam co ma zapisane. |
TERAZ JEST WOJNA Teraz jest wojna proszę Pana To jest rzecz znana Że aby zarobić trzeba wojnę zrobić Zabrać pieniądze nawet uprzywilejowanym Zniszczyć ich pracę i zrobić każdego Pokonanym By po wojnie naprawiać i zarabiać Rozszerzać swe uprawnienia Dyktować warunki pracy bez myślenia. Pod dyktando najbogatszych Nie Patrząc że Bóg patrzy A żę nikt do nikogo nie strzela? Po co? Odbiorą zarobki i swoje banki założą Każdy dostanie jałmużnę Tak aby być im bardziej dłużnym. |
Wiersz pod wpływem chwili Przeze mnie napisany Nie szukajcie zagranicznych To był głos na miarę Sił wyższych Takiego Basu na świecie Nie było i nie będzie Dopóki Bóg nie powie Bernard wracaj Jesteśmy po słowie NA NIE ŚMIERĆ BERNARDA ŁADYSZA Dostałeś Głos od Boga Wyróżniony Barwą Biało Czerwoną Nie chciałeś się afiszować Po prostu śpiewałeś Dla ludu polskiego Chwała Ci dlatego Callas udało się z Tobą zaśpiewać W Łucji z Lammermooru Bas Twój był tam i tu W ukochanej Polsce Gdzie mogłeś jeść knedle Przygotowane przez żonę I mogłeś wypić kielicha A nawet całego litra I nic cię nie ruszyło Poza stworzyciela siłą Powiedział 98 lat starczy A ponieważ wiek jest ważny To zrobił to w Twoje urodziny Dlaczego Cię tak wyróżnił? Bo nie byłeś nikomu uczuciem Dłużny Zawsze traktowałeś ludzi Jak dzieci Boże Dlatego każdy pokrzywdzony wiedział Że mu pomożesz Choćby pociechą Bo wielką miałeś miłość do świata Niech się Twoja dusza Ze świętymi brata |
Zaproś znajomego |